W weekend Russell Crowe zorganizował imprezę w hotelowym apartamencie w Beverly Hills. Wśród zaproszonych gości pojawiła się Azealia Banks, która przyszła jako osoba towarzysząca rapera RZA. Jak donoszą media za oceanem, między nią a gospodarzem doszło do ostrej kłótni.
Wszystko zaczęło się w momencie, gdy gwiazdor puścił swoją muzykę, która nie przypadła do gustu Banks. Wokalistka skrytykowała dobór piosenek aktora twierdząc, że to "muzyka dla białych nudziarzy". W pewnym momencie Azealia miała chwycić za kieliszek, którym zamierzała rzucić w gości, przy okazji krzycząc:
Bylibyście zachwyceni, gdybym rozbiła to szkło, rzuciła się na was, pozarzynała i patrzyła na rozlew krwi. Zupełnie jak w filmach Tarantino.
Według jej relacji na Facebooku wściekły Russell Crowe "nazwał ją czarnuchem, dusił i… opluł".
Wokalistka twierdzi, że rzekomy atak aktora odbył się na oczach innych mężczyzn, którzy nie zareagowali. Sama, w postach na Facebooku, które już usunęła, stwierdziła, że czuła się jakby "chciała umrzeć" po tym co się stało.
Czuję się tak zdołowana. Chciałabym, żeby ktoś pobił go w moim imieniu - napisała.
Choć Crowe nie odniósł się do rewelacji przedstawianych przez Banks, świadkowie twierdzą, że to Azealia zaczęła zachowywać się agresywnie, zaś Russell miał wyrzucić ją z imprezy z pomocą ochroniarzy. RZA, który przyszedł z Azealią również zaprzecza jej relacji. Twierdzi, że to artystka używała słów takich jak "czarnuch"...