Małżeństwo Terlikowskich korzysta z tego, że Tomasz jest redaktorem naczelnym Frondy. Dzięki temu zamiast pisać maile i dzwonić do osób, z którymi się nie zgadzają w sprawie aborcji, in vitro i homoseksualizmu, szybko publikują "felietony". To także sposób na "sprostowanie" słów papieża Franciszka, czego Terlikowski raczej nie zrobiłby twarzą w twarz.
Dzisiaj z możliwości korespondencji na rodzinnym portalu skorzystała Małgorzata. Tym razem nie odpowiedziała Krzysztofowi Gojdziowi na jego pytania - to załatwił za nią małżonek - tylko Wojciechowi Cejrowskiemu. Nie mogą się dogadać w sprawie "rodzin 500+".
Małgosia ma z Tomaszem aż piątkę dzieci, czyli przysługuje jej wsparcie w wysokości 2000 złotych miesięcznie. Najstarsze ma 13 lat, więc rodzina - o ile jeszcze się nie powiększy - będzie dostawać pełne 12 tysięcy złotych rocznie przez najbliższe 4 lata. Terlikowska wcale nie uważa, że przez to "odechciało jej się robić".
Cejrowski narzekał, że teraz zbieracze nie chcą zarabiać 500 złotych przez miesiąc sprzedawania jagód, podobnie jak kolejne osoby odmawiają mu zbierania trzciny za 1000 złotych, gdy chorują na reumatyzm.
Może trzeba podnieść stawkę? Jak ktoś dobrze zapłaci, to i chętni do pracy się znajdą - napisała Terlikowska. Dopiero teraz okazuje się, jak łatwo bogatszy wykorzystywali biedniejszych. Za głodowe stawki dziś więc nikt nie chce pracować. Bo ci ludzie też potrafią liczyć. Przerwa w zbieraniu jagód czy wycinaniu trzciny raczej nie spowoduje, że osoby te wypadną z rynku pracy. Nie ucierpi też na tym przyszła emerytura, bo to przecież praca na czarno, nieopodatkowana, nieozusowana.
I jeszcze jedna uwaga - od mamy piątki dzieci. Ostatnią rzeczą, na jaką mam czas w domu, to jest siedzenie. Tyle jest co dzień do zrobienia, że "siedzenie" jest luksusem. Przykro, że pan Cejrowski nie potrafi docenić domowej pracy kobiet, tylko nią gardzi.
Zgadzacie się z nią?