Dwa lata temu u Kory wykryto raka jajnika. Szybka operacja i chemioterapia przyniosły spodziewane efekty. Obecnie artystka, jak wyznaje w rozmowie z Faktem, jest wreszcie w okresie remisji. Jednak żeby ten stan się utrzymał, musi przyjmować bardzo drogie leki. Jedno opakowanie kosztuje aż 18 tysięcy złotych, a lek nie jest refundowany. Jak ujawnia artystka, istnieją jeszcze bardziej skuteczne metody walki z rakiem, jednak nawet jej na nie nie stać.
Dziś po raz pierwszy jestem w okresie remisji, kiedy stwierdzono, że mam chwilową ulgę. Ale nikt nie wie, jak długo to potrwa. Pojawiają się nowe leki, które są zbawieniem dla ludzi cierpiących na choroby leczone nadal w toporny sposób, głównie onkologiczne. Leczy się je chemią, naświetlaniami - to są bardzo brutalne metody. One niszczą chorobę, ale i człowieka, co od razu widać - wyjaśnia w tabloidzie. Jest lek nowej generacji, który działa na poziomie genów, sama tego nie umiem wytłumaczyć. Może pomóc mnie i osobom, które mają taką samą formę raka. Został dla nas stworzony, ale nie jest w Polsce refundowany. Nawet szpital nie jest w stanie tego dla nas zrobić. A mnie nie stać na ten lek.
Mogłabym go brać do końca życia, ale moje uposażenie majątkowe na to nie pozwala. Nawet jakbym wszystko sprzedała, to nie wiem, czy byłoby mnie stać przy dłuższym zażywaniu. Lek poszedł jednak do refundacji, czekamy na decyzję. Chciałabym po prostu jeszcze żyć. Człowiek, który wraca do zdrowia, chce żyć. A chemia mnie zabija. Na szczęście od początku choroby mam wokół siebie bardzo dużo ludzi do pomocy. Przeszłam przez różne rzeczy i jestem tu!