Dzisiaj do sieci trafiło bulwersujące wideo z Piotrem Kuryłą, znanym maratończykiem, od lat promującym się jako "dobry chrześcijanin". Dzięki fundacji Animal Rescue Poland wyszło na jaw to, że uduchowiony sportowiec porzucił 13-letnią, ciężarną suczkę. Znudziła mu się, więc przywiązał ją do bramy schroniska i odjechał. W sieci pochwalił się, że pobiegł "wspierać chorych w walce z chorobą".
Okazuje się, że o zakłamaniu i dwulicowości Kuryły od dawna było głośno w środowisku sportowym. Dwa lata temu przemierzał rowerem Eurazję w towarzystwie Tomasza Kwiatkowskiego, kolegi z Nowogardu. Po drodze jednak go... porzucił, gdy tamten miał awarię.
Miałem poważną awarię roweru, przez którą musiałem na długo się zatrzymać. Piotrek nie mógł sobie na to pozwolić, jego rajd jest sponsorowany, więc chce się jak najbardziej z tego wywiązać - relacjonował Dziennikowi Nowogardzkiemu Kwiatkowski. Zatem nie poczekał na mnie i pojechał dalej, jednak poinformował mnie gdzie będzie na mnie czekał. W końcu mogłem powrócić na trasę i dotarłem do wyznaczonego miejsca, jego tam jednak nie było. Ta sytuacja powtórzyła się jeszcze raz. Muszę przyznać, że jestem bardzo zdziwiony jego zachowaniem.
Według internauty prowadzącego blog o Kuryle na drugim porzuceniu partnera na trasie się nie skończyło:
Druga osoba która wyjeżdżała z Piotrem spod Berlina, również nie ma z nim żadnego kontaktu bo Piotr używa ludzi jako narzędzia - napisał na stronie piotrkurylo.blog.pl. Nie interesuje go człowiek - interesują go tylko i wyłącznie pieniądze o czym następnym razem.
Faktycznie, Kuryło ma smykałkę do pozyskiwania hojnych sponsorów. Dodatkowo na początku zeszłego roku pozyskał dzięki zbiórce wśród internautów prawie 30 tysięcy złotych na bieg przez Watykan do Sparty "w hołdzie Janowi Pawłowi II".
Po co Janowi Pawłowi II, czy komukolwiek innemu, jego biegi? Trudno ocenić. Jemu na pewno się przydają. Dostaje za nie pieniądze i dzięki temu nie musi chodzić do pracy.
Autor bloga twierdzi też, że w 2014 Piotr ukończył grecki Spartathlon na drugim miejscu w sposób nieuczciwy. Sugeruje, że podczas biegu Kuryło powtórzył trick znany w historii maratonów i zamienił się miejscami z... bratem bliźniakiem, Pawłem, który także jest biegaczem.
Niezależnie od tych podejrzeń, podczas edycji słynnego biegu z Aten do Sparty w 2009 roku doszło do innego incydentu. Po drobnej sprzeczce obaj bracia - Piotr i Paweł - rzucili się na towarzyszącego im sportowca, Piotra Paducha.
Pojawili się bracia. Nagle skoczyli na mnie we dwóch - opowiedział Paduch serwisowi Czas na bieganie. Leżałem bezradny na ziemi, a oni mnie kopali po całym ciele. Pamiętam, jak Piotrek krzyczał do brata: Wal go po głowie! I w wątrobę!
Odszedłem wtedy na kilka metrów, odwracam się, a oni biją Paducha - dodał Andrzej Burek, biegacz i świadek zajścia. Co wy robicie? - pytałem. Na to Kuryło: Zamknij się!. Do dzisiaj mam do siebie żal, że bardziej nie pomogłem koledze. Ale ja mam 60 lat i przyjechałem tam, żeby biegać, a nie się bić.
Sytuację skomentował także Zbigniew Malinowski, najbardziej doświadczony biegacz z polskiego zespołu w Atenach. Według niego zaatakowany mężczyzna miał połamane żebra, poranioną twarz i podbite oko.
Pożyczyłem mu okulary przeciwsłoneczne, bo przecież jakby na starcie go ktoś zobaczył w takim stanie, byłaby afera i nie mógłby pobiec. Ale on był tak słaby, że zszedł z trasy po 60 kilometrach. A wie pan, co zrobili jeszcze przed startem bracia Kuryło? Spuścili powietrze z opon swojego auta i nas publicznie o to oskarżyli. Najpierw pobili człowieka, a później jeszcze bezczelnie próbowali z siebie zrobić ofiary.
Biegacze wspominają, że ze strachu przed skandalem i wycofaniem całej polskiej reprezentacji z maratonu sprawę wyciszono i nie zgłoszono jej na policję.
Wygląda na to, że robienie z siebie ofiary to stały sposób Kuryły na radzenie sobie ze skandalami. Ciekawe, czy i tym razem się uda.