Szymon Hołownia od dawna uchodzi za jednego z tych dziennikarzy, którzy cierpliwie tłumaczą światu naukę kościoła. Niejednokrotnie wychodzi mu to lepiej niż samym przedstawicielom Kościoła katolickiego, dlatego nic dziwnego, że coraz częściej jest on "głosem rozsądku" w dyskusji o wierze. Sam Hołownia chce natomiast uchodzić za dowód tego, że można mimo wszystko pogodzić wiarę i życie na świeczniku.
Szymon Hołownia od lat działa jako dziennikarz i niedawno zaprezentował światu swoją nową książkę zatytułowaną Pół na pół. Rozmowy nie dla dzieci. Jego kolejna publikacja zadebiutowała na rynku kilka dni temu, jednak już budzi spore emocje. Wszystko z powodu rozmowy Hołowni z Marcinem Prokopem, w której trakcie wyznał, że... uderzył w twarz księdza.
W książce Szymon Hołownia przytacza czytelnikom wydarzenie, które miało miejsce wiele lat temu. Dziennikarz miał wtedy okazję poznać instytucję Kościoła od środka, bo odbywał nowicjat w zakonie dominikanów. To właśnie w tym okresie, jego zdaniem, jeden z księży zachował się wobec niego nieodpowiednio.
Raz jeden z księży próbował przekroczyć moje granice, nie bardzo wiem nawet, o co mu chodziło, chyba chciał mnie objąć na pożegnanie, a może nie tylko to, w każdym razie dostał w mordę. Z tak zwanego plaskacza, przy czym odepchnąłem go też na tyle mocno, że się przewrócił na tapczan czy wersalkę, przy której stał - czytamy.
Jednocześnie Hołownia przytacza przykład innego księdza, który mógł się podobno poszczycić bogatą kolekcją filmów pornograficznych. Mimo tych doświadczeń dziennikarz utrzymuje, że większość księży, których spotkał na swojej drodze była "normalna" i życzliwa.
Kojarzę też innego księdza, ważną personę białostockiego Kościoła, o którym moi ówcześni koledzy mówili, że ma przebogatą kolekcję filmów pornograficznych – nie wiem, nie korzystałem. Ale większość duchownych, których spotkałem, a jako aktywny działacz ministrancki spotkałem ich naprawdę wielu, to byli normalni ludzie.