Mikołaj Roznerski i Piotr Stramowski spotkali się na planie filmu Konrada Maximiliana Fighter, obok zawodowych pięściarzy i zawodników MMA, między innymi Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka, Marcina "Różala" Różalskiego, Andrzeja Fonfary, Grzegorza Proksy i Krzysztofa Kosedowskiego.
Stramowski znalazł się w o tyle lepszej sytuacji, że zdążył nabrać masy i doświadczenia przygotowując się rok temu do filmu Klatka, przemianowanego później na Underdoga, w którym ostatecznie nie zagrał. Ale odbył wystarczająco dużo treningów, żeby zorientować się, o co w tym wszystkim chodzi.
Roznerski za to wszedł na plan niejako z marszu. Jak ujawnia w wywiadzie dla Super Expressu, miał zaledwie półtora miesiąca na przygotowania, więc podczas zdjęć towarzyszyło mu uczucie lekkiej paniki.
To był jeden z najtrudniejszych projektów filmowych, w których brałem udział - wyznaje. A miałem mało czasu, by stworzyć iluzję zawodowego boksera, żeby nikt mi nie wypomniał, że trzymam za nisko gardę, za szeroko łokcie, mam za drewniane nogi, bo tylu rzeczy się nasłuchałem podczas przygotowania. Przez półtora miesiąca musieliśmy przygotować 12 rund, w każdej było po 15-16 sekwencji.
Bohater, którego gra Roznerski, Marek "Pretty Boy" Chmielnicki, w scenariuszu zostaje mistrzem świata, więc Mikołaj musiał zaprezentować się w filmie wystarczająco wiarygodnie, by widzowie uwierzyli w sportowy sukces jego filmowej postaci.
I tu zaczęły się schody, bo reżyser ciągle wybrzydzał, że jego walkom brakuje realizmu. Jak wspomina Roznerski, w scenie walki z granym przez Stramowskiego Tomkiem "Drwalem" Janickim, ekipa tak podkręciła atmosferę, że aktorzy zaczęli się okładać naprawdę.
Cały czas musieliśmy być nagrzani - ujawnia Mikołaj. Za każdym razem gdy mieliśmy przestój, robiliśmy jeszcze pompki, żeby nie ostygnąć. Miałem grzechotkę po ciosach, szczególnie tych, które wchodziły na zmęczeniu, gdy Piotrek na całej bombie uderzał, nie zrobiłem uniku i bum. Jeden z ciosów ciągle nam nie wychodził. Kamerzyści mówili, że widać, że udajemy, wiec stwierdziliśmy: "Jesteś gotowy na to? Jestem. No to dobra". Bum, bum. Bomba poleciała naprawdę. Piotrek poszedł na deski, chwała mu, że mi zaufał. Cztery dni kręcenia 12 rund, po 16 godzin na planie. Ja byłem wykończony, Piotrek też. Zaraz po zdjęciach braliśmy kroplówki, sole mineralne. Po trzecim dniu kręcenia schudłem cztery kilo.
Brzmi zachęcająco?
_
_