Nie jest tajemnicą, że mało który zwycięzca programu typu talent show może liczyć na prawdziwą karierę w show biznesie. Większość uczestników tego typu show zwykle stara się przedłużyć swoje pięć minut, zostającinfluencerami lub blogerami, liczącymi na wpływy z kontraktów i reklam. Niektórzy z nich obierają na jeszcze inną, znacznie bardziej zaskakującą ścieżkę.
Finalista 2. edycji programu Must be the Music, Maciej Czaczyk już na samym początku zwrócił uwagę widzów wyznaniami o swojej niezłomnej wierze. Szybko okazało się, że mimo wygranej w programie religijny nastolatek nie potrafi odnaleźć się w branży rozrywkowej, w związku z czym po wydaniu pierwszej płyty Czaczyk postanowił rozpocząć studia w Arcybiskupim Wyższym Seminarium Duchownym w Szczecinie.
W pewnym momencie życia stwierdziłem, że realizowanie pasji, sztuki dla sztuki, jako cel i sens świata, moja muzyka i gitara, okazała się pusta. Stwierdziłem, że ta sztuka mnie nie jara i nie pociąga - wyznał rok temu w programie "Studnia" w Telewizji Republika.
Piosenkarz wyjawił, że decyzję o rezygnacji z show biznesu ówczesny maturzysta podjął po powrocie z nart w Alpach w 2013 roku.
Wtedy wiara zeszła gdzieś na bok, wierzyłem w gitarę. To był bożek. To mi zabierało sens życia i szczęścia. To, że się czułem lepszy od innych. Przyszła myśl o ścianie, z która się zderzyłem - zdradził.
Okazuje się, że w sobotę 25-latek przyjął święcenia kapłańskie i został skierowany do parafii św. Jana Chrzciciela w Myśliborzu. Ksiądz Maciej Czaczyk uspokoił fanów, że muzyka wciąż pozostaje jego wielką pasją i nie zamierza z niej rezygnować. Co ciekawe, jego utwór W cieniu katedry ciągle znajduje się na liście "Piosenki tygodnia" w Radiu Maryja.