Pojawienie się na ekranach polskich kin nowego filmu Wojciecha Smarzowskiego Kler musiało spotkać się z emocjonalnym przyjęciem. Kwestia pedofilii i innych grzechów kościoła katolickiego jest tematem, który co jakiś czas powraca, a po tym, jak akcja #metoo osiągnęła niespodziewany rozmach pojawiła się szansa, że i ów problem zostanie w końcu należycie podjęty.
Niestety premiera "Kleru" już zbiera pierwsze cięgi ze strony środowisk katolickich i prawicowych:
Wygląda na to, że Saramonowicz włożył kij w mrowisko swoją nową produkcją. Może ona przyczynić się do ujawniania kolejnych aktów pedofilii wśród księży, a na pewno spowoduje, że wizerunek polskiego kościoła znów stanie się gorącym tematem.
Głos w tej debacie zabrał znany z braku sympatii do instytucji kościoła Andrzej Saramonowicz. Na swoim profilu przypomniał, że sam padł ofiarą pedofila w sutannie:
Tak wyglądałem, kiedy w połowie lat 70. XX wieku byłem molestowany seksualnie - wraz z kilkudziesięcioma innymi chłopcami - przez proboszcza parafii Matki Bożej Królowej Polski na warszawskim Marymoncie, marianina księdza Olgierda Nassalskiego - napisał pod swoim zdjęciem z dzieciństwa.
Mam nadzieję, że dziś ani Kościół, ani "obywatelskie media" ani żadne ciała mające słowo "etyka" w nazwie, nie ośmielą się już wejść w haniebny alians, gdy inne osoby w Polsce zechcą opowiedzieć o swojej krzywdzie, jakiej doznały ze strony polskich duchownych - dodał.
Saramonowicz o swojej traumie opowiedział już w 2002 roku w artykule dla Przekroju:
Molestowanie seksualne często pozostawia trwały ślad w psychice dziecka do końca życia. Zwłaszcza, gdy zostało popełnione przez osobę, której dziecko ufa niejako z definicji.
W połowie lat 70. byłem molestowany jako 10-letni chłopiec przez księdza Olgierda Nassalskiego. (...) Znam co najmniej kilkunastu chłopców, dziś już dorosłych mężczyzn, których spotkało to samo. Ulubioną formą prowadzenia lekcji religii przez księdza Nassalskiego było puszczanie slajdów z życia Najświętszej Rodziny. W salce katechetycznej gasło wtedy światło, a proboszcz przysiadał się do tego z nas, który siedział "po zewnętrznej", wkładając mu rękę pod spodnie - pisał Saramonowicz w numerze Przekroju sprzed 16 lat.