Kasia Kowalska 22 czerwca wydała swoją najnowszą płytę Aya. Miał być to wielki powrót piosenkarki z autorskim repertuarem po dziesięciu latach przerwy. Przez ten czas ogarniała skomplikowane sprawy rodzinne i nagrała tylko jedną płytę, z piosenkami Grzegorza Ciechowskiego w nowej aranżacji.
Niestety, Kowalska, która z nowym albumem wiązała wielkie nadzieje, mocno się rozczarowała.
Ma żal do wytwórni o to, że nie promuje jej płyty tak jak powinna. Nie sypnęła nawet groszem na choćby jeden malutki teledysk. Kowalska akurat wie, jak powinno się promować muzykę. Jej dotychczasowe albumy sprzedały się dotąd w łącznym nakładzie 1,4 miliona egzemplarzy, co lokuje Kasię w ścisłej czołówce polskich artystów, mogących poszczycić się największą sprzedażą.
A tymczasem jej nowy album przez półtora miesiąca kupiło zaledwie 3 tysiące osób.
Kowalska podejrzewa, że powodem jest to, że podpisała kontrakt z wytwórnią tylko na tę jedną płytę, więc szefowie firmy uznali, że nie warto w nią inwestować.
Wytwórnia prawie w ogóle nie reklamuje tego krążka, bo wraz z tą płytą kończy się ich kontrakt z Kasią - ujawnia osoba z otoczenia piosenkarki w rozmowie z Faktem. Ona zapowiada, że nie chce go przedłużać, więc zdecydowali, że nie będą wykładać dużych pieniędzy na promocję. Kasia jest wściekła i uważa, że gdyby dostała pieniądze na teledyski, sprzedaż by się poprawiła.