Ewa Chodakowska uczyniła z kusych kostiumów kąpielowych i sportowej bielizny swój "słuzbowy uniform". Trenerka, widząc jakie zainteresowanie budzą w sieci jej zdjęcia z plaży, doszła do prostego wniosku, że można to spieniężyć i stworzyła markę produkującą kostiumy kąpielowe. Jak to bywa w przypadku Ewy, wszystko budzi kontrowersje.
Na początku szum wokół marki Missionswim był spowodowany tym, że trenerka zmieniała profil "chodastyle" na profil marki, co nie wszystkim fanom przypadło do gustu.
Potem doszły do tego zarzuty, że nazwa, logo i pomysł na markę mocno przypominają Moiess Swim stworzone przez Jessikę Mercedes.
PRZYPOMNIJMY: Chodakowska obraca "afere kostiumową" na swoją korzyść. "Moja marka będzie wspierać fundacje charytatywne!"
Teraz z kolei fanki zarzucają Chodakowskiej, że ta "odleciała od rzeczywistości", bo kostiumy sygnowane jej nazwiskiem są... za drogie. Za jednoczęściowy kostium od Ewy zapłacimy między 595 a 655 zł, dwuczęsciowe bikini to zaś koszt od 495 do 655 zł.
Ewa oczywiście swoim zwyczajem postanowiła odpowiedzieć internautkom w komentarzach na Instagramie, podkreślając jakość proponowanych przez siebie produktów, oraz tłumacząc, że nie robi "chińskiej masówki".
A może Ty odleciałaś, myśląc, że wszystko musi być produkowane w Chinach? - odpisała fance. Nie zamierzam dokładać do interesu, nie wszystko musi być masowe, prosze się z tym pogodzić! - dodała w emocjach. Wytknęła także, że światowe marki o podobnej jakości są o wiele droższe. Zapowiedziała też, że wkrótce planuje ekspansję zagranicznych rynków.
Wiele fanek zarzuca też Ewie, że owszem, ona wygląda w tych kostiumach świetnie, ale "normalnym" dziewczynom trudno coś znaleźć w jej sklepie. Przy okazji w komentarzach pojawił się też stały wątek, czyli dyskusja o jej sztucznym biuście.
Powinna się tym przejmować?