Monika Banasiak w latach 90. poślubiła Andrzeja "Słowika" Zielińskiego, znanego jako jeden z przywódców mafii pruszkowskiej. Na przestrzeni lat dorobiła się przydomku "Królowej Polskiej Mafii". Choć dobrze wiedziała, czym zajmuje się mąż i jego przyjaciele - nie protestowała. Po ponad dwuletnim pobycie w areszcie i rozpadzie związku ze Słowikiem, próbowała budować swój "nowy wizerunek".
Banasiak aktualnie promuje książkę Słowikowa i Masa. Twarzą w twarz Artura Górskiego, która jest zapisem jej rozmów z Masą - świadkiem koronnym, słynącym z tego, że odsłonił kulisy mafijnego życia w Polsce. W ramach promocji książki udzieliła szczerego wywiadu Super Expressowi, w którym po raz kolejny opowiedziała o swojej przemianie, oraz zdradziła, że marzy jej się nowy partner.
Na pytanie jak wyglądają stosunki Banasiak z byłym mężem odpowiedziała:
Nie łączą mnie z Andrzejem już żadne relacje. Od chwili mojego wyjścia z aresztu mieliśmy jedno spotkanie, które przebiegło w niezbyt miłej atmosferze. Stwierdziłam, że z tym człowiekiem nie mam o czym rozmawiać. To nieodpowiedzialny człowiek. Powinien mieć świadomość, że jego dziecko na niego patrzy. I że ono powinno czerpać wzorce z ojca. Ktoś mógłby powiedzieć, że ja też nie jestem święta. Absolutnie nie. Ale zarzuty wobec mnie tak naprawdę pojawiły się dlatego, bo byłam żoną, kogo byłam. Cały czas twierdzę, że jestem niewinna. Zresztą z głównego zarzutu o kierowanie grupą przestępczą finalnie mnie uniewinniono na pierwszym etapie postępowania.
"Słowikowa" wyznała, że małżeństwo z Banasiukiem rzuciło cień na jej całe życie.
Moje życie jest trudne i napiętnowane tym, że byłam żoną Andrzeja - wyznała smutno. Czy żałuję? Nie tęsknię za czasami, gdy wybuchały mi bomby pod nogami. Ale były też piękne chwile, podróże. Z nostalgią wracam do chwil, gdy kochałam Andrzeja, gdy urodziło nam się dziecko i przeżywaliśmy piękne momenty, spacerując po plaży za rękę. Natomiast mogę tylko dziękować Bogu, że przeżyłam. Słynny zamach na Żoliborzu na mnie i Andrzeja. Popękały mi bębenki w uszach, miałam powbijane fragmenty szkła i śruby w całe ciało. Była to tak olbrzymia siła, że wypadły szyby z wieżowca. Czy myślałam wtedy, żeby porzucić to życie? Nie można tak upraszczać sprawy. Żyłam wedle zasady: gdzie mąż, tam i żona. Słowa przysięgi małżeńskiej mówią przecież, że nie opuszczę cię aż do śmierci.
Na koniec Monika przyznała się, że wciąż czeka na nową miłość. Na pytanie, co marzy jej się pod choinkę, odparła:
_Nie żadne luksusy. Dla mnie najważniejszym aspektem życia jest strona duchowa. Chciałabym podzielić się opłatkiem z moim dzieckiem, odbudować nasze trudne relacje i znaleźć właściwego człowieka na tę końcówkę mojego życia**. Chciałabym jeszcze kiedyś uwierzyć, że miłość naprawdę istnieje...**_