Od kilku dni przez Polskę przechodzą silne burze z porywistym wiatrem. Kolejne regiony i miasta są ostrzegane przed żywiołem, a zniszczenia po minionych nawałnicach nadal są zgłaszane. Oprócz strat materialnych i przerw w dostawie prądu doszło do szeregu tragedii. Dzisiejszy bilans jest smutny, po nocnych nawałnicach jest pięć ofiar śmiertelnych oraz blisko 40 rannych.
Wśród ofiar tragedii znalazły się dwie harcerki, które razem z obozem stacjonowały w Suszku w Borach Tucholskich. W nocy przeszła tamtędy trąba powietrzna, która wyrywała drzewa, łamała konary, zrywała dachy i linie energetyczne. 150-osobowa grupa obozowiczów została na kilka godzin odcięta od świata. Niestety, doszło do tragedii, w wyniku przygniecenia przez powalone drzewa zmarły dziewczynki w wieku 12 i 13 lat. Kolejnych 37 harcerzy jest rannych. Świadkowie twierdzą, że w obliczu żywiołu opiekunowie robili wszystko, co w ich mocy, żeby zapewnić bezpieczeństwo tak licznej grupie.
Pierwszy rozkaz jaki usłyszeliśmy, to chować się pod prycze w swoich namiotach. Później, kiedy zaczęły się łamać drzewa, kazano nam biec do głównego namiotu - opowiedział Faktowi jeden z harcerzy. W pewnym momencie drużynowy krzyknął, żebyśmy pobiegli do jeziora, bo tylko tam nie było drzew. Rzuciliśmy się w stronę jeziora. Biegliśmy, a konary spadały centymetry od naszych głów. Kiedy dobiegliśmy do jeziora na główny namiot spadły dwa drzewa. Decyzja drużynowego uratowała nam życie. Gdybyśmy zostali w namiocie ofiar na pewno byłoby więcej. Dziewczynki, które zginęły prawdopodobnie spanikowały. Jedna pozostała pod pryczą w swoim namiocie, a druga odłączyła się od grupy i gdzieś pobiegła. Obie zginęły pod drzewami.
Harcerze z obozu zostali ewakuowani do miejscowości Nowa Cerkiew, zaś rannych przewieziono do kilku okolicznych szpitali. Choć w większości są to niegroźne obtarcia i stłuczenia, doszło też do złamania uda oraz pęknięcia czaszki. ZHR zapowiada przewiezienie zdrowych harcerzy do Łodzi.
Sprawę skomentowała na Facebooku Ewa Lubert, piosenkarka i żona Tomka Luberta, której syn z poprzedniego związku, Kacper Filipiak, także był na tym obozie.
Współczuję rodzicom, których dziewczynki zginęły w Suszu na obozie - napisała celebrytka. Mój Synek też był na tym obozie. Już jest z nami. Jednak 2-godzinny brak kontaktu ze szpitalami, obozem itp doprowadził mnie prawie do zawału. Telefony albo nie działały, albo cały czas zajęte. W końcu po 2 h wysłano numer, gdzie mogłam zadzwonić, a byłam już prawie na miejscu obozu. Masakra. Całą drogę nie wiedziałam, co z moim Synem! DRAMAT! NIE ŻYCZĘ NIKOMU! Żadnej matce tego nie życzę! ŻADNEJ!