Tydzień temu Polaków zszokowała sprawa tajemniczej śmierci Magdaleny Żuk, która wybrała się na przedłużony weekend majowy do egipskiego kurortu Marsa Alam. Wyjazd miał być prezentem-niespodzianką dla narzeczonego, jednak w ostatniej chwili okazało się, że nie ma on ważnego paszportu. 27-letnia blondynka pojechała więc do Egiptu sama. Spędziła tam cztery dni, po czym zginęła samobójczą - przynajmniej na pozór - śmiercią, wyskakując przez okno szpitala.
Wiadomo na razie tylko tyle, że w czasie tych czterech dni musiało spotkać ją coś strasznego.
Kobieta, podczas rozmowy przez Skype z narzeczonym, sprawiała wrażenie nie całkiem przytomnej, mówiła nieskładnie, aż w końcu wyznała, że chyba ktoś dosypał jej czegoś do drinka. Znajomi, z którymi kontaktowała się na Facebooku, twierdzą, że co chwila wysyłała im informacje, że jest już w pokoju i czeka na nich, chociaż znajdowała się wówczas w Egipcie, a oni w Polsce.
Egipski rezydent biura Rainbow Tours, robił zdjęcia nieprzytomnej kobiecie i wysyłał jej narzeczonemu, a potem woził ją z hotelu do szpitala i z powrotem. Zaś szef placówki w Port Ghalib twierdzi, że od początku radził umieszczenie Polki w szpitalu psychiatrycznym.
Jak ujawnia w rozmowie z Super Expressem, po raz pierwszy spotkał Magdalenę Żuk 28 kwietnia.
Była z rezydentem, przyjechała karetką - relacjonuje doktor Ahmed Shawky. Ale nie chciała wyjść z pojazdu. Wróciła do hotelu. Dopiero jak przywieźli ją powtórnie, udało się umieścić ją na oddziale. Ale to było bardzo trudne.
Lekarz potwierdza wcześniejsze zeznania świadków zdarzenia, że kobieta zachowywała się agresywnie. Krzyczała, wyrywała się, sprawiała wrażenie, jakby nie rozumiała, co się do niej mówi. Jak zapewnia rodzina Magdy, nigdy nie przejawiała podobnych zachowań, nie była także chora psychicznie. Zdaniem prowadzącego prywatne dochodzenie Krzysztofa Rutkowskiego, do takiego stanu mogły doprowadzić ją przyjęte nieumyślnie środki odurzające oraz traumatyczne przeżycia.
Skończyło się na tym, że personel szpitala przywiązał kobietę ręcznikami do łóżka.
Od początku mówiłem, że nie powinna trafić do naszej placówki - wyjaśnia dr Shawky. Nie mamy warunków do leczenia pacjentów z problemami psychicznymi.
Dlaczego w takim razie zgodził się ją zatrzymać w szpitalu? Twierdzi, że otrzymał gwarancję, że wkrótce po Magdalenę Żuk zgłosi się ktoś z Polski. I wtedy doszło do tragedii. Kiedy pacjentka oznajmiła, że chce iść do toalety, personel szpitala odwiązał ją.
Ona nagle kopnęła pielęgniarkę i wyskoczyła przez okno - wspomina lekarz.
Upadek nie był śmiertelny. Pacjentkę przewieziono na oddział intensywnej terapii, po czym, w stanie krytycznym, odesłano do kolejnego szpitala.
Po około dwóch godzinach uznaliśmy, że powinna zostać przewieziona do lepiej wyposażonego szpitala z Hurghadzie - wyjaśnia dr Shawky. Tam zmarła. Dlaczego? Moim zdaniem na skutek wewnętrznego krwotoku, którego doznała w wyniku licznych mikroobrażeń. Skok przez okno wyglądał jak próba ucieczki. Prawdopodobnie nie wiedziała, że znajduje się tak wysoko. Ale to tylko moja teoria.