Minione miesiące okazały się dla Ani Wyszkoni wyjątkowo trudne. Pod koniec marca jej partner i menedżer Maciej Durczak odwołał zaplanowane koncerty i zapowiedział, że piosenkarka wróci na scenę dopiero z początkiem maja. Pojawiły się pogłoski o chorobie piosenkarki, jednak ona sama nie chciała komentować tych informacji. Nie odbierała telefonów od dziennikarzy, a na święta wielkanocne wyjechała z partnerem do Indonezji, zostawiając w Polsce 10-letniego syna Tobiasza i 4-letnią córkę Polę. Zaskoczyła tym nawet bliskich, którzy wiedzą, jak niechętnie rozstaje się z dziećmi, zwłaszcza w święta.
Dopiero pod koniec maja, na SuperHit Festiwalu w Sopocie 35-letnia Wyszkoni przyznała, że przez ten czas zmagała się z ciężką chorobą. Nie chciała mówić, na co chorowała. Przyznała tylko, że przeżyła chwile zwątpienia, gdy nie wiadomo było, czy kiedykolwiek jeszcze będzie mogła śpiewać. Zobacz: Wyszkoni o chorobie: "To trudne przeżycia otworzyły mi głowę. Dostałam drugie życie!"
Zrobiła to tylko dlatego, żeby podziękować fanom - wyjaśnia w rozmowie z tygodnikiem Świat i Ludzie partner i menedżer Ani. W tych trudnych chwilach bardzo czuła ich przyjaźń i wsparcie.
Podobno podczas walki z chorobą Wyszkoni przemyślała swoje życie i uznała, że jest gotowa by zalegalizować swój jedenastoletni związek z Durczakiem. Do tej pory nie odczuwała takiej potrzeby, jednak zmieniła zdanie, gdy przekonała się, że może na niego liczyć w najtrudniejszych chwilach.
Nadszedł czas, gdy jest gotowa nadać życiu nowy wymiar - potwierdza w tabloidzie znajomy piosenkarki. Może oznacza to zalegalizowanie związku? Ale jest bardzo tajemnicza. Nie lubi rozmawiać o sprawach prywatnych.
Durczak i Wyszkoni mają córkę, 4-letnią Polę oraz 12-letniego syna Tobiasza, którego ojcem jest pierwszy mąż piosenkarki, Adam Piguła.