Trzy miesiące temu w całej Polsce co tydzień trwały manifestacje Komitetu Obrony Demokracji. Razem z nagłośnieniem protestów, media przyjrzały się bliżej jednemu z założycieli ruchu, Mateuszowi Kijowskiemu. Okazało się, że toczy się przeciwko niemu postępowanie komornicze z racji niepłacenia alimentów - Kijowski nie zapłacił ponad 80 tysięcy złotych. Przypomnijmy: "Super Express" o alimentach założyciela KOD: "Zarabiał 7 TYSIĘCY MIESIĘCZNIE. Mógł płacić 2 tysiące złotych"
Od wczoraj o Kijowskim znowu jest bardzo głośno. Do sieci trafiły bowiem jego prywatne dokumenty. Wśród korespondencji z politykami, dokumentów sądowych i umów zawieranych przez Kijowskiego znalazły się... pliki z dziecięcą pornografią, które były rzekomo na jego komputerze.
O ujawnieniu dokumentów było głośno już kilka godzin wcześniej. Zdaniem Kijowskiego to zwykła prowokacja, która ma zdyskredytować go w oczach popierających KOD. Nie przyznał się do posiadania materiałów pedofilskich i twierdzi, że hakerzy sami zadbali o to, by znalazły się wśród wykradzionych dokumentów.
Stanowczo oświadczam, że wszystko co ukazało się dziś wieczorem na Twitterze, a ma pochodzić rzekomo z mojego komputera, moich skrzynek mailowych jest prowokacją i nigdy nie znajdowało się na żadnym z moich kont czy komputerów - napisał w oświadczeniu.
Jak powszechnie wiadomo, bo media trąbią o tym ciągle, kilka dni temu włamano się na moją starą nieużywaną skrzynkę mailową. Została ona przez hakerów przejęta, następnie za jej pomocą próbowano się włamać na pozostałe konta oraz stronę internetową KOD-u. (...)
Za pomocą tej skrzynki uzyskali dostęp do plików tworzących nasze strony internetowe, pościągali z nich dane oraz dodali własne obrzydliwości, które nigdy nie znajdowały się w żadnej z moich skrzynek mailowych, na żadnym z moich komputerów i w które nigdy nie zaglądałem ani nie ściągałem.
Kijowski zapowiedział już, że zgłosi sprawę do prokuratury.