O upadku telewizyjnych standardów w Polsce mówiło się już od momentu wprowadzenia Big Brothera. Tamte jakże niewinne czasy wspominać możemy teraz jedynie z łezką w oku, jako że zostaliśmy już przyzwyczajeni do tak "pełnowartościowych" formatów jak Ślub od pierwszego wejrzenia czy pozostawiający widzów w długotrwałej traumie Warsaw Shore.
Drugi z wyżej wymienionych tytułów wchodząc na ekrany telewizorów w 2013 roku dał początek całkiem nowej erze pato-celebrytów, którzy po dziś dzień dryfują na obrzeżach polskiego show biznesu. Jedną z "gwiazd" pierwszego sezonu była Ewelina, mocno stylizowana na przerysowaną do granic możliwości Snooki z amerykańskiego pierwowzoru programu. Zyskując rozpoznawalność, dziewczyna postanowiła odłożyć trochę pieniędzy z reklam i kompletnie przedekorować sobie twarz do stopnia, w którym nie przypomina już kompletnie samej siebie sprzed czterech lat.
Nie to jednak wywołało dyskusję pod jednym z jej najnowszych zdjęć na Instagramie. Zamiast do licznych ingerencji kosmetycznych, hejterzy przyczepili się tym razem do cellulitu znajdującego się na celebryckich pośladkach.
Jakie piękny okaz cellulitu na d*pie. Ale tłuste d*psko – pisali niesympatycznie.
W obronie Eweliny szybko stanęli jednak jej fani, zwracając uwagę, że cellulit jest najzwyklejszą w świecie rzeczą, której nie trzeba się wstydzić.
A dlaczego hejty? Zdjęcie jest spoko. Pjooona za cellulitis, też mam – bronili jej.
Co ciekawe, ze swojej niedoskoałości zakpiła sama Ewelina:
Tak cię to dziwi? Rozumiem, że ty nie masz? - zapytała internautkę.
Być może hejt internautów spowodowany był szokującym odkryciem, że na ciele Eweliny znajdują się jeszcze miejsca nietknięta ręką chirurga?