Marylin Manson w środę wieczorem grał koncert w warszawskiej hali Torwar. Jak udało nam się dowiedzieć od obecnej na miejscu reporterki, występ przerwano w połowie i poproszono wszystkich o wyjście z budynku.
Ochroniarz poinformował nas, że wymagane jest natychmiastowe opuszczenie budynku - relacjonuje.
Organizatorzy nie podali powodu ewakuacji, dlatego początkowo towarzyszyło jej zamieszanie. Fani Mansona czekali na dalszy rozwój wypadków pod halą, nie wiedząc, co dokładnie się stało. Jak udało się ustalić naszej reporterce, ewakuację zarządzono przez zagrożenie pożarowe. Pojawiło się podejrzenie, że odpowiedzialne było za to zbyt mocne "zadymienie" sceny, a więc efekty pirotechniczne.
Na szczęście problem szybko udało się rozwiązać i już po 20 minutach goście koncertu zostali poinformowani o jego wznowieniu i ponownie mogli wejść oglądać swojego idola w akcji.