Od poniedziałku wierni archidiecezji wrocławskiej żyją skandalem, jaki opisał ksiądz Adrian Kosendiak. Duchowny, który obecnie pracuje jako wikariusz w kościele w Miliczu, wyznał, że przed laty padł ofiarą gwałtu "proboszcza jednej z wrocławskich parafii". Kosendiak jest w okolicach Wrocławia znanym i szanowanym księdzem, w styczniu radni sejmiku przyznali mu srebrną odznakę Zasłużony Dla Województwa Dolnośląskiego. Zdecydował się opowiedzieć o gwałcie dopiero teraz "ku przestrodze", wcześniej bowiem czuł się zastraszony.
To nie chodzi o zemstę, tylko o taką przestrogę - opowiada Kosendiak. Zemścić się mogłem już jakiś czas temu. Wychodząc wtedy z tego traumatycznego spotkania, ten ksiądz powiedział, że on ma władzę, możliwości, układy. Byłem zastraszony, bo nie wiem jakie on ma układy, ja nie wiem kto za nim stoi, czy jakaś góra, wierchuszka. A jeżeli to będą najwyższe jakieś uwarunkowania?
Kosendiak oskarża o gwałt znanego wrocławskiego księdza, proboszcza jednej z parafii i kapelana wojskowego. Na nagraniu, które opisały między innymi Gazeta Wrocławska oraz dziennik Polska The Times duchowny opisuje jak doszło do zdarzenia:
Chwycił mnie jakoś tak za gardło, że nie mogłem oddychać. Zaczął mnie dusić, a później rozebrał. I później doszło do czynów - opisuje wikariusz. Każdego dnia się modlę, żeby już nikogo więcej nie skrzywdził. Pamiętam to zdanie, które powiedział po wykorzystaniu mnie: Nie martw się, jesteś w tej samej grupie, będziemy się spotykać częściej, przed tobą kariera, awanse. I tym myślał, że mnie kupi. W tym wszystkim najbardziej mi było żal, że zaufałem, że dałem się zwieść.
To było wszystko pod przymusem. Wtedy już miałem wszystkiego serdecznie dosyć. Ale przeszywające zdanie pamiętam, że "ja wybaczam". Z taką ironią, sarkazmem, tego nie zapomnę, to siedzi we mnie już lata: "Nie martw się, pan Jezus też dobremu łotrowi przebaczył na krzyżu". I te słowa tkwią.
Jak relacjonuje wykorzystany duchowny, po tych wydarzeniach nie mógł się otrząsnąć. Zajęło mu kilka lat, zanim był gotów przyznać się do tego, co zrobił mu proboszcz.
Dochodziłem do siebie, żeby w ogóle stanąć na nogi, dobre kilka lat - wyznaje. Próbował mnie kupić pieniędzmi, karierą. Chciał żebym mu dalej świadczył usługi seksualne. Jakoś wiara pozwala mi to dźwigać.
Ksiądz Kosendiak przekonuje w udostępnionym nagraniu, że podobnych sytuacji we wrocławskim kościele było więcej.
Gdy pokazywałem takie sytuacje różne, to ja byłem upominany, to ja obrywałem - twierdzi. Zgłaszałem na przykład, gdy byli wyświęcani na diakonów, czy kleryk miał zostać księdzem i zgłaszałem różne sytuacje seksualne do przełożonych, do ojca duchownego, nie robiło to na nikim wrażenia. Zamiatało się to pod dywan.
Sprawą postanowił się zająć specjalny zespół powołany przez metropolitę wrocławskiego arcybiskupa Józefa Kupnego. Ksiądz Rafał Kowalski, rzecznik archidiecezji wrocławskiej, wydał nawet oficjalne oświadczenie.
Ksiądz arcybiskup powołał specjalny zespół do zbadania tej sprawy - czytamy. Po wyjaśnieniu wszystkich jej wątków będzie można podjąć stosowne decyzje i udzielić szerszego komentarza.
O zarzutach wikariusza z Milicza dziennikarze Polska The Times chcieli porozmawiać z metropolitą wrocławskim, arcybiskupem Józefem Kupnym. Rzecznik kurii poinformował jednak, że ten nie będzie się wypowiadał na ten temat. Proboszcz, który miał zgwałcić księdza Kosendiaka, "musiał pilnie opuścić swoje parafie".
Oskarżany proboszcz wyjechał do kurii do Wrocławia - opisuje Polska The Times. Nie wiadomo kiedy wróci.